piątek, 16 października 2015

Jego męskość, a jej charakter




„Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,

mmm, orły, sokoły, herosy!?

Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,

gdzie te chłopy!?”
            Danuta Rinn śpiewała tą piosenkę w 1975 roku głosem prawdziwej seksbomby. Dzisiaj mamy 2015 rok i patrząc na idoli nastolatek pokroju Justin Bieber, który wygląda moim zdaniem - jak słabo przerobiona babka, wyje wręcz do księżyca GDZIE ci mężczyźni?!
Rozmawiając z koleżanką na temat współczesnych mężczyzn i lamentów związanych z brakiem pokaźnych jaj wśród znajomych nam facetów. Padło z jej strony piorunujące pytanie z lekką nutką niepokoju.

- Może to NASZA wina? Wiesz, naszego charakteru.
- Nasza?! Niby dlaczego?

Przyznam, że to była moja pierwsza reakcja i tak, właśnie zniewieściały, ubrany jak wystylizowany gówniarz z poprawczaka z wyregulowanymi brwiami Bieber został postawiony w nieco cieplejszym świetle.

Jakieś ponad „x”  lat temu

Wychowana na kawałku „Born to be wild – Steppenwolf” oraz twórczości The Prodigy dzięki mojej kochanej siostrze i naturalnym warunkom wyrosła ze mnie niezłą cholera. Charyzmatyczna, głośna, pewna siebie, co tu dużo pisać - ruda okularnica w trampkach. Po czasie bycia singielką poznałam chłopaka, który był miły i nieśmiały, ja dusza towarzystwa w pełnej krasie i braku ogłady ze światem postanowiłam wyrwać go z ciepłego drewnianego krzesełka. Udało się, nie mogło zresztą być inaczej. Wyszło tak, że wieczór spędziliśmy razem. Kilka późniejszych lat zresztą też. Było to bardzo miły chłopak, troskliwy, uczynny, leniem był tylko w swoim pokoju. Na całe szczęście dla naszego ówczesnego związku był raczej małomówny i ugodowy. Nie, ja nie jestem jędzą i suką, po prostu miałam bardziej dominujący charakter. Uzupełnialiśmy się jak yin i yang czy coś takiego. Prawda jest taka, że całkiem nieźle nam szło kilka lat samo się nie zrobiło. Kiedy ja odwalałam jakaś akcję on zazwyczaj
zachowywał powagę sytuacji a kiedy jego czasami nosiły nerwy ja opanowywałam sytuację. Był niezdarny, ale cholernie czarujący, mogłam na nim polegać, wysłuchiwał moich wyimaginowanych problemów stworzonych na poczet danej sytuacji. (jestem kobietą, lubię czasem dramatyzować) Dzielnie bronił mnie przed samą sobą (czasami) i resztą niedobrego świata, ale.. Właśnie to ale… mój mężczyzna nie do końca potrafił mężczyzną być. Jego ugodowość nie była taka wrodzona jak się mi wydawało a było jedynie strachem i przytłoczeniem go przez mój dość trudny charakter. Przynajmniej tak mi powiedział rozstając się przez telefon. Czy był aż takim tchórzem by nie porozmawiać i powiedzieć wprost „Malwina, no nie koniecznie to tak działa jak powinno”? Może się bał mojej reakcji, może rozmowa przez telefon dawała mu poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie, której mu brakowało w kontakcie bezpośrednim ze mną? Z drugiej jednak strony, jaki facet wytrzymałby tyle lat czując się zduszony przez drugą osobę? Ale rodzi się pytanie, jak mało pewności siebie trzeba mieć by pozwolić sobie na przyćmiewanie własnych potrzeb i swojego zdania przez drugą osobę jakakolwiek ona by nie była? Jednak, jaki jest teraz? 

W rozmowie był poruszony temat doświadczeń mężczyzn, które spowodowały, że oni mogą być „tacy” Padło stwierdzenie „Ej, Czy to znaczy, że ale oni nie mogli być tacy od urodzenia, co jeżeli wcześniej tacy nie byli?" On teraz jest strasznym chujem? A może jest nadal przewrażliwionym chłopcem lub pewnym siebie facetem twardo stąpającym po ziemi? Bo jeżeli iść tropem doświadczeń życiowych to, w którą stronę On powinien iść i jaki wpływ mojej osoby ma na to, jaki jest teraz? Wcześniej związków, jako takich nie miał, przynajmniej nigdy mi nic o nich nie mówił, tak, więc „skrzywdzony” przez przeszłość nie powinien być. Doświadczeń z kobietami nabierał raczej ze mną. Może taki miał charakter a moja wina w tym wszystkim była znikoma?

Pytań jest wiele i zapewne nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Mimo to coś w tym zdaniu, „Co jeżeli to nasza wina?” pozostaje. Co jeżeli nie pozwalamy im się wykazać, ponieważ to NASZE doświadczenia spaczyły postrzeganie mężczyzny i jego roli w związku? Jak oni się mają wykazać skoro uważamy, że to my lepiej wymienimy żarówkę lub uszczelnimy kolanko pod zlewem? Osobiście, gdy ktoś podważa moje kompetencje strasznie się wkurzam, to jak oni się muszą czuć, kiedy to my przestajemy być „te delikatne i skromne” a w zamian otrzymują silne i niezależne?
Życie idzie szybkim truchtem na przód. Studia, praca, dziecko, macierzyńskie, zdrowa kupka, brak apetytu dziecka, szukanie pracy, praca, przedszkole, dom, praca, przedszkole, gary. Życie standardowej kobiety, a gdzie w tym wszystkim facet?!
Właśnie, gdzie w tym wszystkim facet z jego pełnowartościowymi jajami, dzięki którym też potrafi zmienić pieluchę, wymienić żarówkę czy przelecieć nas tak, że gwiazd dosięgamy. Bo jeżeli z zasady im na to nie pozwalamy, bo wiemy, że zrobimy to lepiej lub równie dobrze to później nie lamentujmy gdzie Ci faceci! Bo oni może są, a same o tym nie wiemy lub nie pozwalamy być?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz