wtorek, 20 października 2015

Krótka historia pierwszego spotkania







- Co to jest za kwiat? Goździk?!
-Nie wiem, ładny był to Ci kupiłem.  

Dopiero po czasie się przyznał, że kupił na szybko w Starym Browarze i zapłacił za niego jak za zboże.
-Więcej kwiatów Ci nie kupię.



Tak się zaczęło…Na premierze piwa rzemieślniczego, którym byłam szczerze zachwycona. Zaczepił mnie myjąc już stoliki po 3 w nocy.
-Ej, umówimy się na kawę rano?
-Rano zaczynam od 13:00
-Ok, 13:00 Minister CAFE!
Poszłam do domu, w duchu myślałam Mieszkam w Poznaniu 2 lata, gdzie jest Ratajczaka i to całe Minister CAFE. Kocham wujka Google i kuzyna Facebooka. 

11:30 sms od koleżanki:
„Wstawaj o 13 masz randkę nie zapomnij!”
Jaką randkę?! Jest
rano, mam kaca i chcę kawy, której nie lubię, ale wiem, że tylko ona mogłaby wprowadzić moje wywleczone ciało na normalne obroty.
Dobra, szybki prysznic, spodnie, trampki i jakiś, sweterek którego kochałam za neutralność i rozmiar L, pod którym spokojnie mogłam się cała schować

12:30
Tramwaj mnie wywiózł na Wierzbięcice i jak idiotka szukałam Ratajczaka mając go pod nosem. Cóż ofiarą losu trzeba się urodzić, „wyznacz trasę” uratowało mnie przed totalną klęską i brakiem orientacji w terenie (tak, totalnie zerową), ale na miejsce dodarłam na czas!

Czekając na niego sprawdzam 5 razy czy oby w dobrym miejscu jestem i nie ma innego miejsca o podobnej nazwie. Nie, ale jest i on. Pepegi, dziwne jak dla mnie spodnie, czarna koszulka, która wyglądała, nie powiem – bardzo dobrze i  ten kwiat!
Kawą uratował mi życie i poczułam się jak księżniczka na wierzy z 5 metrowym warkoczem, która uratowana mogła zjechać windą w dół do swojego księcia.
Nadawałam jak potłuczona, ale On sprawiał wrażenie zadowolonego, więc gadałam dalej.  Nie do końca potrafiłam zrozumieć jego wyrazu twarzy. Czasami wydawał się oczarowany a czasem patrzył na mnie jak na ufo, które właśnie wylądowało. Nic nie zmienia jednak faktu, że wiedzieliśmy, że to nie nasze ostatnie spotkanie.
            Dawno nie miałam tak udanego spotkania „w ciemno” rozmawialiśmy do godziny 15 gdzie obudzona z wyśnionego miejsca dostałam wiadomość 

„Czekam pod browarem. Gdzie jesteś?” Biegłam na czekającą już piękną jak zawsze koleżankę.
-i?...
-Cześć, Co i? No fajnie, nie powiem.
-O! Kupił Ci kwiatka, klasa.
- Tak, bardzo miły chłopak
-Malwinka brzmi jak szufladka friendzone…
-Nie wiem, kto wie?

Jakiś czas minął od tego spotkania i teraz wiem, że patrzyłeś na mnie jak na ufo, ale nie szkodzi - też bym tak patrzyła. Od tamtego czasu przeszliśmy pewnie jakieś setki kilometrów spacerując (szkoda, że nie miałam endomondo), kilkadziesiąt wypitych kaw, kilkaset wypitych piw rzemieślniczych, do których miłością mnie zaraziłeś (każdemu polecam). Pierdyliard żartów, żarcików z głupot, które później śmieszyły mnie resztę dnia. Bo nikt nie udaje takiej orki jak Ty, (a ja walenia).
Cukierkowo nie jest, kiedy ja się wkurzam tak, że chętnie bym Cię udusiła a Ty stoisz i śmiejesz mi się prosto w twarz „bo tak śmiesznie wyglądasz jak się wkurzasz” Szczerze zabiłabym Cię za to!
            Idealnie nie jest, ale to dobrze przynajmniej wiem, że prawdziwie. Wiecie, dlaczego chciałam o tym napisać?
Bo ja wiem, że on jest i wiem, że on będzie. Czy będę udawać walenia czy będę się wściekać aż piana z ust poleci. Bo gdzie On drugą taką jak ja znajdzie a ja takiego jak On? 
Takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego.”

Czy to się nazywa „druga połowa”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz