Pamiętam
kiedy miałam jakieś 6 lat i byłam na etapie księżniczek i pięknych sukienek
(tylko tych w książkach. Natura – chłopczyca) zawsze marzyłam, że ten jeden raz
założę sukienkę niczym suknię balową. Była to klasyczna beza z gorsetem.
Piękna, rysowałam ją przy każdej możliwej okazji. Mówiłam mamie, że taka będzie
właśnie moja suknia ślubna. Wiedziałam to i wierzyłam, że taka ona właśnie
będzie. Piękna, blondynka w krzykliwych grubych okularach i on. Wspaniała, ogromna, biała, wyjątkowa. Marzyłam
o wielkim przyjęciu z milionem gości. Rodzina - naturalnie duża, czwórka dzieci
lub więcej, tak najlepiej. Idealnie. Taka wizja trwała dość długo jak na
szczeniackie marzenie, do czasów gimnazjum. Och, chwała temu który uderzył mnie
w głowę i zaczęłam myśleć samodzielnie! Gimnazjum era rocka, metalu i ćwieków.
Wspaniałe lata które pokazały mi, że da się obejść bez mdłej bezy i może też
być świetnie. Trampki, wyciągnięte sweterki po starszej siostrze – stylówa plus
milion do zajebistości. Z bezy zrobiła się klasyczna prosta, z piątki dzieci
zrobiła się dwójka, może trójka i kot. Szkoła średnia tylko była wsparciem idei
lat gimnazjalnych, choć stylem nie pasowałam do mojej plastik-bombastik szkoły
i tak było rewelacyjnie. Nie chodziłam do LO które było szkołą dla „brudów”,
wybrałam szkołę dla „technojebów” - etykieta która funkcjonowała kilka lat
temu. Dziś jest inaczej, lepiej. Z roku na rok docierało do mnie, że duża rodzina
to chyba jednak niekoniecznie moja bajka. Życie prawie mnie wpakowało w rodzinę,
dziś pewnie bym była rozwódką z dwójką dzieci. Jeżu, choć raz on miał większe
jaja niż ja i mnie rozstawił, co za ulga. Trzy lata ugniatania życia bo inaczej
tego nie mogę nazwać utwierdziło mnie w jednym. Niezmienny jest kot. Tak,
możecie mieć wizję starej rudej panny z czarnym kotem. W zasadzie mentalnie tak
trochę jest, tylko nieco mniej upierdliwa jestem.
Dzisiaj
mam niecałe 26 lat, kawał starej dupy można rzec.
Stan: kot, dwa koty, On i 40
wynajmowanych metrów. Jak dla mnie stan prawie idealny, dobrze jak kiedyś będę
miała swoje 40 metrów. Nic więcej zmieniać nie chcę. Mama mnie często pyta, czy
nie myślę poważnie o życiu. Wiecie,
ślub, kredyt hipoteczny, dzieci. Ależ ja myślę poważnie. Mieszkanie, może ślub
i koty, dwa starczą (na razie). Dzieci? Nie, dlaczego? Nie chcę, nie czuję
potrzeby, nie sądzę bym była dzięki nim bardziej szczęśliwa. Nie wydaje mi się
bym posiadała instynkt. Jedyne dzieci nad jakimi się rozczulam i mnie nie
doprowadzają do zawału to mój siostrzeniec i bratanki. Wiem, że „zegar tyka” ja
sobie serio zdaje z tego sprawę, nawet nie wiesz jak bardzo. W magicznym
styczniu 2016 pomyślałam, że czas na mnie, że dupa robi się tylko starsza,
młodsza nie będę, moje jajeczka też nie. Wiecie, nie poczułam nic. Nic, zero
parcia, zero potrzeby. Bez większego
problemu stwierdziłam, że nie chce. Ot tak, nie i już. Dla jednych to pójście
na łatwiznę dla innych brak dojrzałości a jeszcze inni twierdzą, że „dorosnę do
tego”. Zastanawiam się dlaczego tak ciężko zaakceptować świadomy wybór w
zasadzie dorosłej kobiety która już trochę przeszła, że nie chce najzwyczajniej
w świecie posiadać dzieci? Dla zasady robić nie będę. Pozwolę moim wyjątkowym
genom umrzeć na moim pokoleniu. Moje rodzeństwo działa by przedłużyć żywot
naszego rodu. Moja gałąź się kończy. Mówią, nigdy nie mów hop. Możliwe. Drażni
mnie jednak podejście ludzi którzy nie potrafią tolerować wyboru kobiety pod
tytułem „ja dzieci nie chcę” często się spotykam z różnymi tak głupimi
tekstami, że się z Wami nimi podzielę. Moje top 5:
1. Jaki
idiota by chciał z Tobą dzielić geny.
2. Z
Twoim charakterem też bym się
zastanowiła. (na jego miejscu)
3. Oszukuj
się, że kot zastąpi Ci dziecko.
4. Kto
na starość będzie Ci dupę podcierać (tak bo dziecko to inwestycja w prywatną
służącą na starość).
5. Kto
będzie robić na nasze emerytury. (ten tekst często jest na poważnie).
Śmieszne?
Tak, ale przy głębszym przemyśleniu smutne. Niby nasze społeczeństwo w XXI
wieku jest takie otwarte, takie światowe, takie prowszytsko a tutaj gówno.
Łatwiej jest czasami mi się wydaje być gejem niż zdeklarowaną świadomą kobietą
która nie chce dziecka i nie ukrywa tego faktu przed światem.
Szanuje
kobiety które posiadają dzieci i ogarniają kuwetę. Wiem, że dziecko to mega
wyzwanie (mam wielu znajomych, rodzina) jednak moje obserwacje to zapewne namiastka
tego jak wielkie to wyzwanie. Bo kupa nie taka, bo wymiotuje, bo kolki, bo nie
śpi, bo ją cycki boją od karmienia i
miliony innych ciężkich chwil które ulatniają się za sprawą jednego
uśmiechu tej bezzębnej istoty. Całe nasze społeczeństwo powinno bić brawa dla
kobiet które są matkami, piszę to poważnie. Drogie społeczeństwo, nie negujmy
jednak kobiet które najzwyczajniej nie chcą tego, ponieważ czują, że to nie ich
droga. Ja mam Onego, sprawa niby skomplikowana ale jednak prosta, co mają powiedzieć
singielki z wyboru, które nie chcą dziecka z banku spermy a same się nie zrobią?
Nasze życiowe wybory nie powinny być obiektem kogokolwiek rozważań czy obelg.
Kobieta bez dziecka jest jak drzewo bez owoców. Bezwartościowa? Serio?
Kobieta bez dziecka jest jak drzewo bez owoców. Bezwartościowa? Serio?
Szanujmy się, niezależnie od naszych decyzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz