czwartek, 28 kwietnia 2016

Zdrada nie tylko seksualna.


W latach 60-tych XX wieku zostało zdefiniowane pojęcie poliamorii. Jest to związek który zakłada miłość do kilku osób emocjonalną jak i seksualną przy całkowitej wiedzy oraz akceptacji partnera. Naturalnie w owym przypadku nie można mówić o zdradzie, jednak możemy domniemywać brak „wystarczalności” partnera jako człowieka z którym można spędzić całe życie. Zjawisko kiedyś popularne, dzisiaj przeszło raczej do użytecznego marginesu. Staramy spotkać tego jedynego i spędzić z nim resztę naszego życia, dorabiając się gromadki dzieci, kotów, kredytu i drzewa. Zdecydowana większość populacji właśnie w taki sposób kształtuje, bądź chce kształtować swoją przyszłość. Będąc małą dziewczynką sama zastanawiałam się jaka będzie moja suknia ślubna i jaki duży ogród będę miała. Naturalne dążenie do poszukania najlepszych genów które będą definiować naszą zajebistość w potomstwie zasłoniła nam perspektywę bardzo wielu i zarazem, moim zdaniem ważnych kwestii w relacjach międzyludzkich.
    Mogą się Wam one wydać oczywiście płytkie, pochopne, infantylne, niedorzeczne. Często niestety prawdziwe. Zaprzestaliśmy dbać o to co już posiadamy i szukamy  brakującego ogniwa w innych stadach. 
Żyjemy w czasach kiedy człowiek staje się niewolnikiem wszechobecnego internetu. Ile razy łapiemy się na tym, że klniemy po cichu na brak darmowego WIFI w restauracji (przy wykończonych pakietach własnych) bądź chwilę dłuższą przerwę techniczną w dostawie owego życiodajnego nektaru. Nie mam na myśli tutaj osób którym internet jest niezbędny do pracy, a nas którym internet w owych chwilach służyłby do zameldowania światu w jakiej restauracji jesteśmy, jak smakowało danie i jaki papier toaletowy mają w łazience. Wykonanie zdjęcia pamiątkowego które zostanie wywołane i wstawione do rodzinnego albumu jest już niemal archaizmem. Po co skoro mamy internet i magiczne chmury, fb czy inne miejsca w których nasze chwile pozostaną „na zawsze” i inni mogą je dzielić z nami? Zatracamy podstawowe wartości takie jak czas wspólny, rozmowa, spacer po lesie czy zwykłe bycie razem. Ludzie którzy byli sobie kiedyś bliscy oddalają się nieuchronnie od siebie na rzecz pogłębiającego się uzależnienie od oka wszechświata i jego nowinek. Dochodzi do sytuacji kiedy lepiej wiemy co dzieje się u sąsiada w domu niż w pracy naszego małżonka. Odkrycie to w zasadzie nie jest żadne, smutniejsze jest to co przychodzi w następstwie a o czym jeszcze nie jest „głośno”
Kiedy przedstawiona sytuacja powyżej pogłębia się ludzie przestają się ze sobą efektywnie komunikować. Przestają się rozumieć, znać swoje potrzeby i upodobania które naturalnie z czasem się zmieniają. Później na babskich wieczorach słyszymy lament naszych koleżanek w stylu „on mnie nie rozumie”. Jak ma nas rozumieć skoro często nie potrafimy już ze sobą normalnie rozmawiać. Miłość jest, seks jest. Niby wszystko gra i huczy jak to mówiła moja nauczycielka języka Polskiego.  Brakuje nam jednak rozmowy której z czasem poszukujemy w innych miejscach niż nasz związek. Może być to nasz kolega z czasów szkoły średniej, znajomy z siłowni czy zajęć języka angielskiego. Zaczynamy korespondować, rozmawiać, spotykać się poza zajęciami. Bez podtekstów, bez świadomości. Tworzymy relację która jest oparta na intelektualnym porozumieniu które nas buduje. Nie budzi to naszych zastrzeżeń ponieważ to jest tylko rozmowa. Jest to nawet zrozumiałe, jednak czy nie obudzi się po czasie w nas lampka bezpieczeństwa „on mnie rozumie lepiej niż mój własny mąż”. Posiadając taką relację, która jest substytutem ważnego elementu naszego związku zaniedbujemy koncertowo naszą relację z partnerem na rzecz relacji z „tym drugim” Jest to smutne i często niestety prawdziwe. Zastanówmy się ile znamy osób które z ważną informacją najpierw dzwonią do znajomych a później do „tego jedynego”?. Nazwałabym to zdradą intelektualną, nie mamy poplamionych rąk plugawymi czynami, jednak czy nasze sumienie jest czyste? Na takiej samej zasadzie jest z naszymi uczuciami, emocjami. Nie czarujmy się nasze ognisko wypala się z czasem i trzeba rąbnąć porządnym drewnem by znów język ognia był młody i żwawy. Internet i obraz wyidealizowanego aktu seksualnego lub wiecznej emocjonalnej namiętności wbija nam do głów rzeczy niemożliwe. Z czasem identyfikujemy się z nim szukając emocjonalnego połechtania naszego ego w miejscach nie do tego stworzonych.
W dzisiejszych czasach (brzmi jak tani slogan) zdrada nie posiada już tylko fizycznego wymiaru. Chyba nawet przelotny, obdarty z głębszych relacji seks byłby mniejszym złem. Dzisiejszy świat sprzyja zdradzaniu w wielu wymiarach, fizycznym, emocjonalnym jak i intelektualnym. Przyczyną większości jest ten cholerny brak czasu który sami sobie wmawiamy, bądź internet który wysysa z nas resztki logicznego myślenia. Zatracamy się w samym sobie i tym co dla nas ważne. To nie jest już zdrowy egoizm.  Poszukujemy rozrywek dla siebie, książek dla siebie, filmów pod siebie. Nauczeni jesteśmy egoizmu który jak glista w śliwce, brudzi od wewnątrz pozostawiając piękną godną pozazdroszczenia skórkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz