Rozpoczął
się jeden z najbardziej depresyjnych pór roku. Zdaniem większości jesień to nie
jest najlepszy czas na zmiany, miłości, życie.
Wiosna.
Pora roku, której sława jest większa od dokonań. Po lodowatej zimie z
przyjemnymi chwilami odradza się życie. Czas, w którym drzewa i chwasty
zachęcają do spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu (o jak wspaniale,
będzie miał, kto pracować na moją emeryturę) Czas, w którym wszystko odradza
się z głębokiego snu. Miłość, czas, postanowienia, zieleń, My. Z każdą chwilą słońce otula nas upragnionym ciepłem,
którego wyczekiwanie trwało kilka miesięcy.
Euforia,
motylki, nieznajomi.
Szczerze
uważam, że aura wiosny strasznie jest ogłupiająca dla człowieka. Czujemy parcie
na poznanie kogoś, z kim można spędzać całą zajebistość wiosny, lata… nie oszukujmy się. Och jak złudne potrafi być
wiosenne zauroczenie. Zapach kwitnącego, bzu który obija się o nasze nozdrza
przemiłym słodkim zapachem, trawa, która wygląda tak kusząco. Ciepłe wieczory i
chęć spędzania ich wyjątkowo. Czasami z kimś, czasami z przyjaciółmi a czasami samotnie
z butelką wina nad Wartą. W każdym wypadku snujemy marzenia i postanowienia jak
będzie wyglądać nasze życie za jakieś piętnaście lat. Endorfiny sięgają zenitu
a wokół nas tyle bodźców, które tylko czekają na naszą chwilę nieuwagi, aby
oszołomić nas swoim pięknem i strawić do dna. Każdy z nas jest w stanie
przypomnieć sobie swoje letnie chwile zapomnienia, których wspomnienie
przyprawia nas o zawstydzenie. Chwile, którym by się nie poddał gdyby to była
jakakolwiek inna pora roku. Wiosną można więcej, tak już jest i dobrze,
wspomnienia to ważna sprawa.
Wiosna
to również czas refleksji nad własnym życiem, nad naszymi priorytetami. Dla
jednych wiosenne porządki stanowią nowy początek. Taka swoista linia startu.
Nie
dla mnie.
Jesień
to była zawsze moja ulubiona pora roku. Może, dlatego, że o tej porze przyszłam
na świat wrzeszcząc całą gębą. Może, dlatego, że
trochę mam po niej charakter. Kapryśny, ale kolorowy i zaskakujący. Pora roku,
która jest przez jednych nielubiana przez innych kochana. Nie da się przejść
obok niej obojętnie. Kiedyś mój serdeczny przyjaciel powiedział mi „Ruda, Ciebie się albo
kocha albo
nienawidzi. Nie da się traktować Cię obojętnie.” Przyjęłam to, jako
komplement. Taka właśnie jest jesień.
Moją
wiosną jest jesień. Wszystkie najważniejsze sceny z życia zadziały się
jesienią. Wymagające, piękne i kapryśne.
Czasami wymagały kompromisu, czasami ciszy, ale zawsze były czymś
wyjątkowym. Odradzam się spacerami opatulona w ukochane szale szukając na
Kolejowej kasztanów, które są już przebrane przez tutejsze dzieciaki. Pijąc
czerwoną herbatę z kubka w gąski myśląc, co będzie a dlaczego nie jest. Taki
odpowiednik wina nad Wartą. Jesień jest zaskakująca, jak życie. Raz słońce, raz
deszcz, raz środa. Nigdy nie wiesz, co może Cię spotkać i nosisz mikro parasol
na czarną godzinę.
Nigdy
nie lubiłam powiedzenia „jesień życia”, bo kojarzyła się z czymś pięknym, ale jednocześnie
czasem, który dobiega końca. To, co dla
jednych jest końcem dla innych jest początkiem.
Każdy
start jest również metą. Każda pora roku zaczyna coś nowego, ale i kończy coś
wspaniałego. Nie da się oderwać tych
dwóch chwil, one zawsze są zależne od siebie to tylko my decydujemy, czym dla
nas będą.
Czy
nie jest tak samo z miłością? Dla jednych jest wiosną dla innych zaś jesienią? Może bywa początkiem i końcem zarazem?
Taka
moja jesienna refleksja, nad którą myślę warto poświęcić jeden jesienny
wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz