Dlaczego
dam na WOŚP "X" razy więcej?
Dzisiaj
mam 25 lat, no dobra.. 26 lat. Moja działalność jako wolontariusza rozpoczęła
się kiedy byłam w 5 klasie podstawówki. Ile wtedy mogłam mieć lat? Około 11
lat? Jakoś tak będzie się to liczyć. W naszej klasie mieliśmy ścianę z
dyplomami osiągnięć uczniów. Były też dyplomy z Sztabu Krówka Mała który funkcjonuje
po dziś dzień w Śremie organizując zajebistą zadymę w środku zimy. Należy im
się cholerny ukłon bo robią coś niesamowitego. Pani Gina, która była wtedy
naszym szkolnym pedagogiem, była również członkiem sztabu i tak to się zaczęło.
Moja przygoda z pracą jako wolontariusza nie tylko na WOŚP . Moje pierwsze
zbieranie, ubrana w kolorowe szmatki z słonecznikami przypiętymi do zimowej
czapki, drąc się na pół ulicy, szerząc radosną nowinę Wielkiej Orkiestry
Świątecznej Pomocy. Zbierałam około 6 lub 7 razy z rzędu, za każdym razem
mokra, zmarznięta, skostniała, chora na kolejny dzień ale zadowolona.
Zadowolona bo odwaliłam kawał dobrej roboty. Ja i tysiące wolontariuszy w całym
kraju i nie tylko walczyliśmy o coś dobrego. Coś co jest naszym wkładem w naszą
i Waszą przyszłość lub nawet życie. Zawsze wierzyłam w tą organizację
niezależnie ile razy zostałam wyzwana lub czytałam o tym jak zjebany jest
Owsiak i wszyscy naiwni ludzie którzy dokładają się złotówka do złotówki.
Złodzieje,
prostacy, durnie, „nie daje Owsiakowi” w tyłku z serduszka.
Mówcie na nas i na Niego jak chcecie.
Nie przejmuje się tym zbytnio. Tak bardzo mam w poważaniu ile ktoś z tych
puszek zabrał do kieszeni, ile prawdy jest w tym, że Owsiak niekorzystnie
rozdysponował częścią kasy z finału. Tak bardzo jednym słowem mam to gdzieś. Co
by się nie stało, dopóki mam dowody na to, że to działa i to dobrze działa będę
kładła to tej kolorowej puszki ile tylko będę mogła. Co roku będę dumnie nosić
to czerwone serduszko ciesząc się, że kiedyś komuś ono dzięki nam zabije.
Dlaczego?
Już
pomijam górnolotne i wzniosłe tezy o niesieniu dobra. O tym, że Owsiak kupuje sprzęt,
który powinien dzięki NFZ być standardem a nie jest. Nie plusuje też, że to po
prostu fajna impreza jest i warto tam być. Woodstock – najprzyjemniejsze
spartańskie warunki ever.
Rok
temu stał się cud.
Dokładnie 1 stycznia. W dużych bólach, stresie, ryku, modlitw i jeszcze raz stresie przyszedł na świat Fifi. Taki mały skrzat, blondynek o niebieskich oczkach. Przyznam szczerze, że podziwiam moją siostrę (którą kocham jak cholera) za to, że dała radę. Młody miał pod górkę od urodzenia. Serduszko nie działało jak powinno, płucka też do najlepszych nie należały, szereg różnych problemów które w całości nie dawały zbyt kolorowego obrazka. Nie urodził się przed czasem – przeciwnie, leniwy (co może mieć po cioci) zaspał o kilka istotnych dni. Uparty po matce więc musiał dać radę. Ale wiecie co jest w tym piękne? Sprzęty które uratowały jego zdrowie i sprawiły abym mogła się cieszyć jego czterema ząbkami które szczerzy przez płacz na słowo „zdjęcie” i tym, że w sobotę mogłam świętować jego pierwsze urodziny i miałam przemiły problem jaki prezent mu kupić. Dzięki szpitalowi, lekarzom, pielęgniarkom, ale nawet najlepsi bez pomocy techniki nie byli by w stanie zdziałać takich cudów jakie się dzieją w szpitalach specjalistycznych w Poznaniu. I dopóki ten mały brzdąc będzie biegać po tym świecie będę dawać Owsiakowi.
Takich historii jak mojego siostrzeńca
jest na pęczki. Każda matka którego dziecko urodziło się za wcześnie, za późno
lub w czas ale miało małego pecha potwierdzi, że na Sali były serduszka które
pomagały ich dzieciom żyć. Pomagać będą i mi – na starość. Być może pomogą
również Tobie, osobie która nie wrzuciła ani złotówki do skarbonki. Wiesz
dlaczego? Bo nasze życie jest równe i Owsiakowi zależy również na nim.
Mam nadzieję, że to na co zbieramy nie przydało się nikomu z nas ani naszej rodzinie
ponieważ ten sprzęt najczęściej ratuje życie ale pomyślmy, że inni tego
szczęścia mogą nie mieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz